Robin McAuley – Soulbound - (2025)
Robin McAuley to piosenkarz o głosie, który wyróżnia się spośród innych. Mieszanka pięknego, akcentowanego śpiewu i szorstkiego rock’n’rollowego głosu definiuje jego sposób śpiewania. Robin McAuley powrócił z najnowszym albumem Soulbound po 2 latach przerwy "Soulbound". Zespół został odnowiony, powrócił gitarzysta Andrea Seveso, a nowi członkowie, gitarzysta Alessandro Mammola i perkusista Alfonso Mocerinomu.
Album otwiera utwór "‘Til I Die" który od samego początku atakuje energetyczną dawką rockowej mocy, ale dodając mrocznego charakteru. Piosenka tytułowa "Soulbound" trzyma się melodyjnej strony i jest hardrockową balladą z złowieszczą aurą. Kawałek "The Best of Me" ma optymistyczną atmosferę z dużą ilości ciężkości i intensywności. Rytm i tempo robią wrażenie, a metalowy charakter podnoszą na wyższy poziom. Numer "Crazy" z bardzo melodyjną z mocną melodyjną aurą. Letni i bluesowy charakter dodają uroku i klimatu. Utwór "Let It Go" jest bardzo pewny siebie, z dużą ilością klasycznego charakteru lat 80 - tych. Chwytliwość i melodyjność dodają uroku. Piosenka "Wonders Of The World" wpada w ucho, charakteryzując się mocnym i wyrazistym brzmieniem. Ponury nastrój nadaje wyrazistego charakteru. Kawałek "One Good Reason" nawiązuje do alternatywnego rocka, z dobrym tempem i charakterem. Numer "Bloody Bruised And Beautiful" ma dużo głębi z połączeniem hard rockowej mocy z progresywnym rockiem. Utwór "Paradise" również jest solidny i niczego sobie. Riffy gitarowe napędzającą rytm i tempo. Piosenka "Born To Die" jest również porywająca i ognista. Po raz kolejny udowadnia talent i umiejętności Robina McAuleya. Kawałek "There Was A Man" nie spoczywa na laurach i trzyma się konkretnej mocy. Rozkręcająca dawka potężnej energii na koniec albumu.
Płyta "Soulbound" to solidna dawka hard rockowej energii i mocy. Robin i spółka mają swój charakter, i pokazują to na tym wydawnictwie. Brzmienie jest zaraźliwe i chwytliwe od samego początku do końca.
Moja ocena: 4/5
Komentarze
Prześlij komentarz