Dziedzictwo nowej fali brytyjskiego heavy metalu jest pozornie wieczne. To oczywiście zrodziło (i zainspirowało) największe zespoły metalowe, ale nadal jest źródłem inspiracji dla pokoleń. Ciekawym zjawiskiem w 2023 roku jest jednak liczba zespołów, które chcą brzmieć dokładnie tak, jak mało znany singiel lub demo NWOBHM, niskie wartości produkcyjne i tak dalej. Do grona wyznawców oddających cześć głębokim zakamarkom ruchu (zarówno muzycznie, jak i wizualnie) zaliczają się niemieccy nowicjusze Firmament. Założony przez byłych członków Tension, ten kwintet z Lipska – Stefan Deutsch (bas), Jonas Zeidler (perkusja), Tom Michalik (gitara), Philipp Meyer (gitara), Maik Huber (wokal) – balansuje na granicy hard rocka lat 70. oraz heavy metal z lat 80.
Album rozpoczyna utwór "Firmament" który od samego
początku pokazuje jaki będzie to krążek. Słychać że to jest to powrót
do klasycznych dźwięków i odwołań. "The Void" od razu rzuca na nas w
bieg szybkiej perkusji i porywającymi riffowi. Gitary elektryczne
pokazują w tym kawałku dużo przestrzeni oraz siły. W "Dreams Of Misery"
mocno słyszalne są wpływy Thin Lizzy. Dużo tutaj melodii, chwytliwości
oraz zadziorności. Kawałek "Live In The Night" jest spokojniejszy, ale
dalej nie traci rockowej energii. "Losing You" to przygotowanie
rockowego riffu. "Hide & Seek" to rock z przesterowanym riffem, z
elementami NWOBHM. Z kolei "On The Edge" przypomina złote czasy
Motorhead. Firmament czerpie z różnych wpływów, ale tworzy swój własny
klimat."No Future" wyróżnia galopujące gitary. Riffy są klasyczne i
utrzymują melancholijną atmosferę. Album zamyka "Last Desire" zawiera
elementy całości płyty. Zdrowe riffy, charakterystyczny wokal w rock and
rollowym stylu.
Firmament
nagrał płytę która serwuje Nam podróż do minionych czasów. Zespół łączy
pokolenia oraz gatunki takie jak rock i metal w jedną wspólną całość.
Moja ocena: 4/5
Komentarze
Prześlij komentarz