Amorphis - Halo - (2022)


 

                    „Halo”, to czternasty album studyjny Amorphis, a w 2022 roku mija 30. rocznica odkąd „The Karelian Isthmus”, po raz pierwszy zaszczycił ten świat. W tym momencie Amorphis brzmi jak nikt inny jak Amorphis. Refreny i zwrotki zawierają pojedynczą gitarę niosącą prostą melodię. Zespół operuje basowym i żywiołowym klimatem, z melodiami.Zespół tworzą Olli-Pekka Laine na basie, Jan Rechberger na perkusji, Esa Holopainen na gitarze prowadzącej, Tomi Koivusarri na gitarze rytmicznej, na klawiszach gra Santeri Kallio, oraz Tom Joutsen na wokalu.


                „Halo” rozpoczyna się przewidywalnym miażdżącym otwieraczem „Northwards”. Od razu zespół uderza żywiołowością. Mocno skoczny „On The Dark Waters”, przypomina zespół z przeszłości. Jest agresywnie, a zarazem mocno chwytliwie, a refren to niesamowicie piękna sprawa. The Moon” to pokazanie umiejętności łączenia różnych instrumentów, które współgrają ze sobą. Klawisze, flet, oraz nieco mistyczny kobiecy wokal, pokazują prawdziwą moc, wraz z agresywnymi partami wokalnymi. Mocno progresywny jest „Windmane”, wraz z wstawkami symfonicznymi. „A New Land” to prosta kompozycja, ale z całą masą energii, i pięknym melodyjnym refrenem. Ten utwór po raz kolejny podkreśla te bliskowschodnie klimaty. Utwory takie jak „When The Gods Came ” czynią ten album naprawdę świetnym, pod względem epickich brzmień. Piosenka eksploduje z oszałamiającą pewnością siebie, która absolutnie powali.To niezwykle emocjonalna piosenka. „Seven Roads Come Together” ma w sobie mocno kinowy klimat. Gra gitar i klawiszy są na najwyższy poziom, wraz z zmianami tempa, a intensywność jest niezwykle klimatyczna. Utwór taki jak „War”, to kolejna emocjalna dawka nastroju. Szczególnie, że piosenka opowiada o tragicznej historii śmierci i rzezi, która przywołuje bohatera obserwującego, jak jego wioska płonie pod pochodniami atakującego wroga. Tytułowy utwór „Halo” pokazuje podróż brzmieniową, w najbardziej różnorodnym stylu, pod względem melodii oraz rytmu. Refren to natychmiastowy klasyk. Konsekwentne użycie kobiecych wokali na płycie jest również bardzo mile widzianym dodatkiem, ponieważ są one idealnie delikatnym przebiciem dla potężnego głosu Joutsena. „The Wolf” to kolejna mieszanka ostrości oraz nastrojowej muzyce, pięknej gracji. Na zakończenie płyty dostajemy „My Name is Night” która, jest bardzo przyjemną kołysankę, z udziałem Petronelli Nettermalm.


                    Z epickimi instrumentalnymi, melodyjnymi pejzażami dźwiękowymi i dramatycznymi elementami orkiestrowymi, „Halo” ma wiele do zaoferowania, nie obciążając ani nie przytłaczając. Po raz kolejny Amorphis stworzyło absolutnie oszałamiające dzieło sztuki.


Moja ocena: 9.5/10

 

Komentarze

Popularne posty