Maule - Maule - (2022)


 

                    Kwartet Maule z Vancouver utorował sobie drogę pod prąd, patrząc cztery dekady wstecz na ruchliwy początek NWOBHM. Na swoim debiutanckim albumie przeniósł kręte gitarowe harmonie i hymniczne śpiewy metalu z lat 80., kopiąc i krzycząc. Maule pojawił się praktycznie znikąd, uformował się w 2017 roku z Vancouver w Kanadzie, wydając demo w 2019 roku, po którym nie nastąpiło absolutnie nic, zanim Maule nagle ogłosił swój nadchodzący debiut pełnometrażowy w styczniu 2022 roku.


                    Maule zaczyna swoją płytę od „Evil Eye”, od razu pokazuje, że na albumie nie zabraknie elementów klasycznych dźwięków, z Iron Maiden na czele. Połączenie „Ritual” i „Summoner” mocno nawiązuje do hymnicznej strony heavy metalu. Wokal Jakoba Weela przypomina Paula Di’Anno. „Maule” charakteryzuje się tempem ostrym jak brzytwa, słychać nawiązania do thrash metalu. Dość charakterystyczną sztuczkę, którą wykorzystał jest połączenie gitarowych solówek Daniela Gottardo z rytmicznymi riffami Weela, szczególnie słyszalne jest to w „Red Sonja”. Następny utwór „Sword Woman” został mocno zainspirowany pierwszymi dwoma albumami Metalliki. Zespół zwalnia tempo w „Father Time”, i godnie się prezentuje, podobnie jak „March of the Dead”. Zespół kończy album utworem „We Ride” który jest zainspirowany Diamond Head.


                    Duch albumu jest zaraźliwy i chociaż nie widać słabego utworu, zespół wciąż ma miejsce na rozwój dzięki tempu i różnorodności. Pozostaje czekać na kolejnym album.


Moja ocena: 9/10

 

Komentarze

Popularne posty