Rage - Resurrection Day - (2021)


 

                    Wiele zespołów w dziedzinie niemieckiego heavy metalu pojawiło się i zniknęło od czasów jej świetności w latach 80. Wetereni z Rage już dawno większość konkurencji i byli jednymi z najbardziej płodnych prekursorów tej sztuki formularz do rozruchu. Mając na koncie 23 pełnowymiarowe albumy studyjne (24, jeśli liczyć ich debiutancki album „Prayers Of Steel” z 1985 roku pod wcześniejszym pseudonimem Avenger). Teraz ponownie wykonując swój fach jako kwartet, ich pierwszy album w nowym składzie ma formę „Resurrection Day” i nie tylko przerósł oczekiwania, ale może być najlepszym albumem Rage do tej pory. Wspomniana nazwa albumu okazuje się podwójnie odpowiednia, biorąc pod uwagę, że ten ostatni album przynosi powrót nie tylko sceny koncertowej, ale także ataku bliźniaczej gitary, w który ten zespół bawił się pod koniec lat 90-tych.


                    Każdy, kto zna zespół, będzie wiedział o jego długiej historii z muzyką klasyczną, więc nie jest niespodzianką, że płyta zaczyna się krótkim, ale pięknym orkiestrowym intro w postaci „Memento Vitae (Overture) , które ładnie prowadzi do tytułowego utworu, idealnego kawałka klasycznego Rage. Hymn i utwór tytułowy „Resurrection Day” łączy zaaranżowaną atmosferę z ich masywną, nasyconą szybkością odmianą metalicznej furii. „Virginity” to utwór, który opowiada nam o upadku człowieka opisanym w Księdze Rodzaju gdy wpada w pułapkę węża, muzycznie to wciąż ciężkie brzmienie, z bardzo chwytliwym refrenem. „A New World” opowiada nam o tych poszukiwaczach przygód, którzy przybyli w ziemie nieznane, podobnie jak później zostały podbite za cenę krwi tubylców tych ziem. Ten utwór zaspokoi głód każdego wściekłego fana Grave Diggera na najostrzejsze podejście do power metalowego stylu. „Arrogance And Ignorance” to , bardzo szczera krytyka do nacjonalizmów graniczących z absurdem i prowadzących ludzi do wzajemnej walki, niestety jako „zwykłych”, którzy muszą zapłacić najwyższą cenę, za tym tekstem idzie również bardzo wściekła ścieżka dźwiękowa. Peavy zawsze był kimś bardzo krytycznym wobec fanatyzmu religijnego i po raz kolejny przejawia się w jednym ze swoich utworów „Man In Chains”, który okazuje się być jednym z najbardziej speed metalowych numerów na płycie, którego tekst opowie nam o szkodach wyrządzonych przez Świętą Inkwizycję w średniowieczu naszej historii, oskarżając czarownice komu okazują się odstępować od swoich nakazów. Ta piosenka nadaje poczucie gęstych, atmosferycznych detali w iście Helloweenowski zapale. Rage zdecydował się pozostać wierny swoim metalowym korzeniom i nie posunął się dalej w szybkości i szybkości, zachowując charakterystyczny jak to robią w utworach takich jak „The Age of Reason”, gdzie mieszanka szybkich gitarowych riffów i bębnów topi się z melodyjnością wokale i frazy gitarowe. Power Metalowy kawałek „Monetary Gods” wprowadza atmosferę ironicznie świętowania, która zgodnie z tekstem jest ku temu, co w hebrajskim religijnym wyobrażenie to byłaby Mamona, bóg chciwości. Wszyscy dobrze wiedzą, że żyjemy w epoce, w której sieci społecznościowe i świat internetu przeżyły naprawdę ważny boom, ale jednocześnie zraziły i zraziły wiele umysłów, i pod tym względem Peavy stworzył tekst do „Mind Control”. Zarówno muzycznie i tekstowo zdecydowanie kolejny z najlepszych kawałków na tym wspaniałym albumie.„Traveling Through Time”, w pełni wykorzystująca aranżację dwóch gitar, jednocześnie zawierająca niektóre z tych wcześniej znanych orkiestrowych wstawek. Ten utwór emocjonalny utwór z epickim i wielkim instrumentarium. Gitary Jeana i Stefana rysują nam krok po kroku melodię o celtyckiej tendencji.Przedostatni utwór na płycie, zatytułowany „Black Room” który okazuje się piękną, ale melancholijną balladą, w niezwykle poruszający sposób mówi nam o depresji, chorobie, która w tak pokrętny sposób dręczy tak wiele osób, że na co dzień, niestety, ci ludzie nadal są ofiarami tabu i uprzedzeń wokół niego. Muzycznie daje słuchaczowi mnóstwo power metalowej dobroci, do której można się przyczepić i zamienia się w tupającego potwora. Koniec musi nadejść ze wszystkim i właśnie o tym mówi „Extinction Overkill”, potężny utwór, który opowie nam o wyginięciu gatunków z powodu ekscesów nadmiernej eksploatacji zasobów naturalnych i gdzie praca na bębnach Vassiliosa Maniatopoulos w bardzo szczególny sposób.



                    Rage zebrał tutaj materiał który, góruje nad większością ich niedawnej twórczości. Przywołuje ciągle bardziej oldskulowe metalowe elementy z ich bardzo chwalonych okresów grupy. Nie mogę zakończyć tego pisania bez odniesienia się do niesamowitej okładki, którą Rage stworzył na ten album, gdzie temat Soundchaser (maskotka grupy) kontynuuje swoją skrzydlatą formę, którą pokazał na albumie „Wings Of Rage”, teraz będzie w chaotycznej scenie ofiary miasta, które wydaje się być deszczem meteorów. Ta praca wizualna prowadzona jest przez Stana W. Deckera, który, nawiasem mówiąc, był odpowiedzialny za obie okładki. Ten album pokazuje talent i kreatywność Peavy Wagnera. Rage powraca z mocą, której brakowało, więc cieszmy się z tak wspaniałych wieści.


Moja ocena: 10/10

 

Komentarze

Popularne posty