Durbin - The Beast Awakens - (2021)


                      James Durbin jest najbardziej znany publiczności z American Idol około dekady temu, który naprawdę lubi i wykonuje muzykę rock and rolla. Inni mogą go pamiętać jako człowieka, który stał na czele Quiet Riot przy ich ostatnich dwóch albumach - Road Rage i Hollywood Cowboys. Niezależnie od tego, jak go znasz, wiesz, że dusza Jamesa Durbina należy do rock and rolla. Tak więc, po opuszczeniu Quiet Riot przed odejściem Frankiego Banali, aby realizować własne muzyczne przedsięwzięcia, nie powinno być zaskoczeniem, że James Durbin wróci z zemstą. To jest ta zemsta. Bestia powróciła w postaci „The Beast Awakens”.

                    Już otwieracz w postaci „The Prince of Metal ” pokazuje jak bardzo można wzorować się Judas Priest z lat 80. Idealnie przejścia, solówki, i samo sedno heavy metalu. Numer trafia bardzo w punkt. „Kings Before You” jest pierwszym singlem z albumu. Mistrzowskie i majestyczne solo Phila Demmela z Machine Head, wraz z Chrisem Jericho który wspomaga wokalnie Jamesa Durbina. Piosenka jest bardzo chwytliwa, i pokazuje jak można ciekawe kawałki. „Into The Flames ”- trzeci utwór na płycie rozpoczyna się w wolnym tempie, gra na basie Barry'ego Sparksa robi naprawdę dobre wrażenie, a sam wokal jest dalej niezwykle dobry, mniej jest pazura, ale pasuje tutaj do tej piosenki, która jest bardzo melodyjna i spokojna. Lecimy dalej z „The Sacred Mountain” ma w sobie bardzo naturalną progresją, która jest odpowiednio jest dawkowana, i pokazuje kawał dobrego riffu, i mieszanki klasycznego zacięcia, mam wrażenie tutaj jakby słuchał twórczości Dio, więc czy to nie jest dobra reklama? Tytułowy „The Beast Awakens” to niesamowicie melodyjny i zachwycający wokalem, z niezwyklem zadziorną grą gitarową. Można mieć wrażenie czerpania całymi garściami z Iron Maiden, i to też dużo mówi, że wzorce są godne naśladowania. Moim ulubionym utworem na albumie jest „Evil Eye”. Jest tak dobrze napisana i mogę trochę poczuć, co czuł James Durbin, kiedy ta piosenka była pisana. Mogę się odnieść. A refren jest totalnie nawiedzony. Czuć naprawdę upiorną atmosferę, pełną z klasycznych horrorów. Tak to zdecydowanie to! Jesteśmy w połowie Przebudzenia Bestii i zbliżamy się do “Necromancer”. Zainspirowany mistycznym złoczyńcą z Władcy Pierścieni, Durbin chce zabić tego demona. To trochę progresywnego metalu wrzuconego do tej melodii i całkiem dobrze łączy się z klasycznym metalowym podejściem Durbina. Jak to niesamowitego klimatycznie brzmi! Kolejny strzał w mroczny klimat, czuć gęstą i złowrogą energię! „Riders On The Wind” to kolejna szczególnie majestatyczna atrakcja ze swoimi wspaniałymi riffami i zamaszystym refrenem, które w pełni wykorzystują inspirację Dio, można też dużo elementów gry Judas Priest z klasycznym brzmieniem gitar. Klasyka nad klasyki! Wow! „Calling Out for Midnight” nabiera tempa i daje nam płonący metal! Główny riff jest na tyle szorstki i mocny, że ma w sobie dużo furii. "Battle Cry." to rasowy hard rock, dużo harmonii i melodii. Gitar akustyczna nadaje temu utworowi bardzo uduchownionego charakteru, to jest na bardzo duży plus! „By The Horns” gdzie przesterowane gitary robią cieżką atmosferę, gdzie klimatyczne solo balansuje na tańcu riffów, co tworzy niezwykle tajemniczną atmosferę, i jest to pokaz otwartości na klimaty Georga Lyncha znanego z Dokken. „Rise To Valhalla” to utwór bardzo speed metalowy, grzmiące wręcz punkowe uderzenia basu tak aby oddać hołd Motorhead, pokazuje kolejną dobrą stronę tego albumu. Klasycznie, ciężko, mrocznie i epicko!

                    Jak dobrze że takie albumy powstają! Czuć prawdziwy heavy metal w epickim wydaniu! Durbin daje słuchaczom to co trzeba, i naprawdę czuć tą klasykę, mistrzowskie i ciekawe wrażenie. Jest masa chwytliwy piosenek. Pełen porywających riffów w stylu lat 80-tych to jest coś czego ja chcę słuchać. Wokalnie ten album wygrywa! Polecam!

Moja ocena: 9,5/10


 

Komentarze

Popularne posty