Winterage - The Inheritance Of Beauty - (2021)

        

                  
 
         Włoski Winterage działa od 2008 r., jeśli chodzi o twórczość nie jest to zespół płodny, bo póki co wydawał jedną Epkę oraz album. Powraca po 6 latach przerwy z płytą  „The Inheritance Of Beauty” i to po prostu (zgodnie z tytułem) dziedziczenie piękna, i pierwsze co przychodzi na myśl to nawiązania do Rhapsody Of Fire, czyli do znamienitych wzorców.  Warto zwrócić uwagę na przepiękną okładkę , która odnosi się  do klasycznych rozwiązań.

           Płyta zaczyna od klimatycznego wstępu w postaci "Ouverture", utwór ten bardzo buduje nastrój i sugeruje czego po krążku może spodziewać się słuchacz. Mocno buduje tempo płyty, ale pokazuje również na początku masterię i jest genialnym otwarciem do tytułowego utworu: "The Inheritance of Beauty" z którego wydobywa się narastający artyzm. Warto zwrócić uwagę na grę perkusji, która idealnie współgra z resztą instrumentów, co w połączeniu z wokalnym popisem Daniela Barbarossy idealnie nadają ton piosence. Oczywiście nie można zapomnieć o gitarach, które świetnie wkomponowują się w całe tempo utworu.  The „Wisdom Of Us  ”i  „Of Heroes & Wonders” dalej pokazują jak ten album jest złożony. Mnogość rozwiązań symfonicznych (momentami można nawet odnieść wrażenie, jakby zespół czerpał z barokowych melodii) jak dla mnie jest dużym plusem. To tylko pokazuje jak zespoły metalowe są otwarte na nietypowe dla tego gatunku koncepcje. Warto też zwrócić uwagę na świetne popisy wokalne. Jeśli chcemy poczuć klimat mórz i oceanów, podróży przez mile morskie, ze względu na rozwiązania folkowe zdecydowanie polecam „The Mutineers”. Słychać ten portowy nastrój oraz żeglowanie przez liczne fale. Dostajemy tutaj klimat jako połączenie spokoju z siły, które idealnie się uzupełniają i wypełniają. Następnie zostajemy uwodzeni przez duet skrzypiec z gitarą wraz ze wsparciem wokalnym i mnogością instrumentów w utworze, który nawiązuje do mitologii greckiej: „Orpheus and Eurydice”. Warto zwrócić uwagę na operowe damskie zaśpiewy, które bardzo dobrze budują nastrój i wprowadzają słuchacza w niesamowicie uroczy nastrój.  W „Chain Of Heaven” odbiorca zostanie zaatakowany ciekawą wstawką gitarową, następnie szybkim wejściem perkusji ze skrzypcami i genialną barwą głosu wokalisty. Z kolei w „La Morte di Venere” odbiorca zostanie zabrany w regiony melancholii: operowy głos kobiecy bardzo uwodzi tęsknotą, ale czuć w utworze patos i przepych oryginalności dźwiękowej. Po prostu tylko siąść i słuchać. „Oblivion Day” to piękny ukłon w stronę pierwszych płyt Rhapsody Of Fire. Na koniec zespół zostawił słuchaczom ponad 16-minutowy kolos pt. „The Amazing Toymaker”, który jest niesamowicie smakowitą opowieścią. Przede wszystkim ma w sobie bajkowy klimat, momentami bardzo zabawny, czasami przerysowany, i na wskroś przepięknie zaaranżowany. Po prostu warto wcisnąć przycisk: powtórz. Na dużą uwagę zasługuje głos narratora, który wprowadza nas w ten uroczy klimat. I to już? Tak drogi słuchaczu.
 

            Jestem oczarowany tą płytą, ma w sumie dużo ciepła, uroku, nadziei, i bajki. Wodzi odbiorcę mnogością instrumentów, rozwiązań, nie zabrakło tego czego bardzo lubię, czyli riffów gitarowych. Album jest po prostu wart odsłuchania, do czego zachęcam :)


                 Moja ocena: 8/10


                    

Komentarze

  1. Szczerze mowiac zespolu nie znam, mimo to dam sie przekonac i poslucham. Poszukuje ostatnio takich wlasnie klimatow, troszke innych niz na co dzien.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli poszukujesz to zachęcam! Dla mnie to niezwykła opowieść! :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty